ROZWÓJ OSOBISTY, MOTYWACJA, REFLEKSJE, SPOSTRZEŻENIA. Z ASEM WYGRYWASZ.

czwartek, 30 czerwca 2011

7 dusz

Krótki wpis.
Bo dużo można napisać.
Jednak to, co przychodzi do głowy, niekoniecznie nadaje się do napisania.




Film „7 dusz” zaczęłam oglądać z nastawieniem, że Pan Smith niczym mnie nie zaskoczy. A już na pewno nie wyskoczy z szufladki do której się wpisał (wpisałam go?). Zmieniam zdanie .

Film wciągający. Nie lubię filmów, kiedy po pierwszych trzech minutach mogę przewidzieć zakończenie. Tutaj jest inaczej. Nie wiadomo o co chodzi. Dopiero w połowie filmu wszystko zaczyna się wyjaśniać, tworzyć całość.

Film zostaje na długo w pamięci, budzi pytania, zmusza do refleksji.

Wyzwala emocje – silne, różne, nie pozostawia obojętnym.

Miłość, poczucie winy, wartości, żal, krzywda, odpowiedzialność.

Nie opiszę fabuły, można znaleźć w internecie.

Moim zdaniem, jest to film, który wymaga pewnej gotowości i dojrzałości widza. Otwartości.


Film, który trzeba obejrzeć.


Agnieszka

piątek, 24 czerwca 2011

Po nitce koncentracji do kłębka sukcesu

W nauce najważniejsza jest koncentracja. W realizowaniu celów również. 

Podobnie w osiąganiu sukcesów.

Matthews William twierdzi „Pierwsze prawo sukcesu... to skoncentrowanie się, zogniskowanie całej energii w jednym punkcie i zmierzanie prosto do tego punktu, bez patrzenia na prawo czy lewo”.

Podpisuję się pod tym obiema rękami. Rozproszenie, nieracjonalne wydatkowanie energii, nadmierne (podkreślam: nadmierne) analizowanie, skupianie się na sobie zamiast na celu, nie prowadzą do osiągnięcia oczekiwanych rezultatów. Prowadzą, co najwyżej, do poczucia, że coś się dzieje, że jesteśmy cały czas w ruchu, pracujemy intelektualnie, jesteśmy zajęci. A aktywność nie jest synonimem skuteczności
Właściwie pojmowana aktywność jest środkiem do celu. Często bywa niestety tak, że aktywność jest mylona z efektywnością.

No przecież robię tak dużo, nie mam czasu na nic, jestem zajęta/y od rana do później nocy!!!

I co z tego? Ile z wykonywanych zajęć jest, z punktu widzenia nadrzędnego celu, zbędna? Czy tych osiem godzin w pracy autentycznie przybliża mnie do wielkiej kariery pisarza/gitarzysty/etc? Czy robiąc to, co robię przybliżam się choć o krok do mojego wymarzonego celu?

Podstawą osiągnięcia sukcesu, jest koncentracja na nim. Jest codzienne podejmowanie nawet malutkich, w duchu kaizen, kroczków. Dodawanie cegiełki, zwiększanie wysiłku choć o 1%.

Ale jak pozostać skoncentrowanym? Co zrobić, by nie stracić głównego celu z oczu?

Po pierwsze: Zrób to!

Zrób pierwszy krok, postaw lewą nogę za prawą, potem prawą za lewą... Nie obawiaj się, że to, co robisz, nie jest doskonałe. 
Najważniejsze jest, abyś zaczął to robić! 
W taki sposób, w jaki teraz potrafisz. Może niedoskonały, może jeszcze niepewny, może nawet zupełnie błędny!
Ale dopóki będziesz tylko myśleć o zrobieniu czegoś, zamiast działać, nigdy nie osiągniesz celu. A frustracja będzie się pogłębiać.

Po drugie: Nie ma próbowania. Jest robienie.

Życie, pomimo wielu analogii, to nie jest typowy teatr. Nie ma próby generalnej, nie ma poprawek. Nie ma nawet suflera. Wychodzisz na scenę, grasz rolę pierwszoplanową, czasem nawet nie znasz tekstu. Nie masz możliwości spróbowania. Wychodzisz i grasz. Działasz.

Część osób, kiedy je o coś proszę, odpowiada: ok, spróbuję.
A potem, na pytanie o rezultaty, odpowiada: udało się/nie udało się.

Dwa zdania. A ile informacji z nich płynie!

Próbowanie, czyli brak decyzji – nawet brak założenia, że postaram się to zrobić jak najlepiej: Zrobię to jak najlepiej będę mógł/mogła. Przyczynię się do wykonania w maksymalnym stopniu.

Udało się. Jestem zewnątrzsterowny/a - były sprzyjające okoliczności, akurat byłam w dobrym nastroju, akurat trafiłam w totolotka, a przepowiednia wróżki się sprawdziła.
Udało się
Nie: dokonałem tego, przyłożyłem się do tego, dałem z siebie wszystko.

Próbowałem i udało się!

Kwintesencja braku 100%  zaangażowania i odpowiedzialności za własne poczynania.

Nie ma próbowania. Jest działanie.

Po trzecie: Motywacja.

Skąd bierze się rozproszenie? Jakie są jego przyczyny?
Jeżeli cel jest wystarczająco ważny, rzadko wdziera się zwątpienie. Kiedy bardzo Ci na czymś zależy, kiedy jesteś (używając modnego ostatnio słowa) sfokusowany, nic Cię nie powstrzyma.

Wyobraź sobie, że Twój partner (nawiązując do znanej wszem i wobec historii) ma białaczkę. Co zrobisz? Rozłożysz ręce? Będziesz próbować mu pomóc? Czy poruszysz niebo i ziemię by zdobyć szpik?

Właśnie tak jest z celami. Jeżeli chcesz założyć własną firmę, to czy będziesz opowiadać o tym w zaciszu własnego mieszkania czy na rekrutacji do projektu, z którego możesz dostać dofinansowanie?
Nawet jeżeli nie dostaniesz się do TEGO projektu, to weźmiesz udział w kolejnym. Jeśli i tam się  nie osiągniesz celu, to i tak znajdziesz pieniądze, znajdziesz sposób by stać się właścicielem „swojego poletka”.

Po czwarte: Powiedz NIE przeciętności.

Prawdopodobnie żyjesz dość wygodnie. Prawdopodobnie masz samochód, mieszkanie na kredyt, jakoś wystarcza Ci od pierwszego do pierwszego. Może nie ma szaleństw, ale Hel uda się w tym roku odwiedzić. A jak nie Hel, to chociaż Kazimierz. Jest spokojnie, bezpiecznie, w szufladzie leży umowa: pełny etat, czas nieokreślony. Wieczorem „M jak miłość”, rano ta sama trasa.

W sumie powinieneś być zadowolony. Nie ma na co narzekać.
Żyjesz dobrze, nic Ci nie można zarzucić.
I tylko czasem pojawia się myśl: przecież nie tak miało być! Przecież stać mnie na więcej.

I co wtedy zrobisz?

Nawet jeżeli jesteś skoncentrowany na celu, czasem może się zdarzyć, iż stracisz go z oczu. Ale na pewien czas. Czasem zrobisz to świadomie, czasem uświadomisz sobie po fakcie.

Ale jeżeli nie zgodzisz się na przeciętność, wyjdziesz z marazmu. Podążysz za swoim celem. Zamiast tracić czas na seriale, zaczniesz uczyć się języka. Swój czas poświęcisz na to, co dla Ciebie ważne. Pewnie nie rzucisz od razu pracy, ale może sprzedasz samochód, kupisz rower a pieniądze przeznaczysz na to, co przybliży Cię do realizacji marzeń? Wszystko zależy od Ciebie.

Od 10 lat nie mam telewizora. Jeżeli uważam, że coś jest warte obejrzenia, najczęściej mogę to znaleźć na internecie. Zamiast „Rozmowy w toku” toczę dyskusje z moim mężem, zamiast podglądać cudze życie w „Klanie”/etc dbam o własny rozwój. Polecam:)


Po szóste: Koncentruj się na tym, co chcesz a nie na tym, czego nie chcesz.

Ile osób doskonale wie, czego nie chce! Kim nie chcą być, czego nie chcą robić, jak nie chcą żyć. Wyzwaniem natomiast jest pytanie: kim chcę być?, jaki/a chcę być, gdy to osiągnę?, co będę wtedy robić?
Przez długi czas doskonale wiedziałam, czego nie chcę: nie chcę być psychologiem klinicznym, nie chcę oglądać telewizji, nie chcę pracować w toksycznym środowisku.

Jednak odpowiedź na pytanie o dookreślony cel, często stanowiła wyzwanie. Jestem człowiekiem „wieolwątkowym”. Wiem, że mogę robić w życiu wiele bardzo różnych i odrębnych rzeczy. Ale aby osiągnąć sukces, trzeba się skupić na tym, co najważniejsze. Wiedzieć, co się chce. Trudno być jednocześnie świetnym fryzjerem i doskonałym mówcą. Gdzie siebie wtedy umieścisz? Jak określi i sklasyfikuje Cię rynek?

I ostatnie: Twój czas jest teraz!


Jeżeli masz cel, jesteś przekonany, że jest  on "tym" celem,  jesteś gotów wyjść ze strefy bezpieczeństwa i podjąć działanie – ZRÓB TO! 
Nie czekaj. Zadzwoń, napisz maila, wypożycz książkę, idż na szkolenie.
Zacznij.




Pozdrawiam,
Agnieszka









poniedziałek, 13 czerwca 2011

Samotna podróż

W ostatnim czasie wiele zmienia się w moim życiu. Wiele spraw zakończyło się lub właśnie się kończy. Wiele spraw zaczęło się lub zaczyna, ewentualnie rozpocznie się w najbliższych miesiącach.
Są takie momenty w życiu człowieka, psycholog nazwał by je kryzysami rozwojowymi, kiedy kwestionujemy to, co do tej pory wydawało nam się ważne. Przeżywamy swego rodzaju żałobę, by narodzić się na nowo. Jest to czas wymagający, trudny, melancholijny. Często związany z poczuciem bezradności,  poczuciem żalu oraz straty. Wiąże się z wrażeniem zagubienia, czasem zanegowaniem swoich wyborów albo podjętej drogi,  swojego odbioru świata, swojej doskonałości...
Ale jest to czas, który prowadzi ku  wyzwoleniu i odkryciu siebie na nowo.  Jako człowieka dojrzalszego, świadomego, czasem po przegranych bitwach, ale ostatecznie wygrywającego wojnę.

Jednak chciałabym się skupić nie na znaczeniu kryzysów i rozwoju dla jednostki, ale dla innych – dla znajomych, przyjaciół, rodziny. Zmiana jednego członka systemu przecież  musi wyzwolić zmiany w jego innych członkach! Może się zdarzyć, iż przeobrażenie doprowadzi albo do wzmocnienia relacji albo… zerwania.

Może się zdarzyć, że druga osoba również zacznie się zmieniać. Tak często bywa w relacjach partnerskich, zwłaszcza kiedy dwie osoby są otwarte na siebie. Rożnie bywa z przyjaciółmi.
Takie momenty kryzysowe w życiu to czas skupienia się na sobie, czasem nawet zaniechania kontaktów.  Jest to ten czas, kiedy kroczy się samotnie.

Część przyjaciół czuje się wtedy odrzucona, zaniedbana, odstawiona na boczny tor. Pojawiają się różne koncepcje: od wynikających z troski  „Nie dzwonisz, czy coś się stało”,  po poczucie zagrożenia  „Nie dzwonisz, obraziłaś się?” czy wręcz odrzucenia „Skoro nie dzwoni, to na pewno boli ją moje doskonałe życie/ chce odciąć się od takiej niedojdy jak ja”
Może nastąpić rotacja – nagle zaczynają nam w życiu towarzyszyć zupełnie inni ludzi. Ci, którzy byli, nie stają się przez to mniej ważni. Ale jeżeli nie potrafią zaakceptować, a czasem nawet zauważyć zmian ich miejsce zajmują inni.  Czasem relacja jest odbierana jednotorowo: poprzez odnoszenie do siebie zachowań drugiej osoby, percypowanie wszystkich poczynań drugiego człowieka poprzez własny pryzmat i  egocentryzm. Tak, jakby pojawiało  się pod skórą poczucie krzywdy. „Bo ja przestaję otrzymywać od Ciebie to, co zawsze otrzymywałem/am” – wsparcie, zrozumienie, wzmocnieni e poczucia własnej wartości .
 I wtedy pojawia się pytanie: Czy to była przyjaźń? Moim zdaniem, to są przyjaźnie, po których zostaje sentyment i dobre wspomnienia.
I lekka nuta żalu, iż dalej nie pójdziemy już razem.
I wdzięczność  za to, co było dobre.

Po okresie smutku, żalu przychodzi nowe spojrzenie. Przewartościowanie. I Siła.
Agnieszka







czwartek, 9 czerwca 2011

Historia wyczytana z twarzy prababci - sentymentalnie

Przypomina mi się dzisiaj moja prababcia. Prababcia dożyła 95 lat, zmarła kilka lat temu. 
Przypomina mi się jej twarz, sposób bycia. Babcia, bo tak do niej mówiliśmy, była niezwykłą osobą. 
W ostatnich latach życia chodziła wspierając się o lasce, ale w butach na wysokim obcasie;)

Nigdy się nie poddawała, a jej mottem życiowym były słowa „Trzeba mieć szyję niemiecką a głowę radziecką”, co oznaczało, ze trzeba zawsze sobie radzić, że zawsze znajdzie się jakiś sposób. Że zawsze trzeba być twardym.
Babcia żyła w trudnych i ciężkich czasach, ale w wieku 95 lat jej twarz, choć poorana zmarszczkami, wywoływała uśmiech. Była pełna serdeczności.

Bardzo lubię zmarszczki na ludzkich twarzach. Zwłaszcza u nieco starszych osób, których twarz stanowi swego rodzaju mapę. Mapę tego, w jaki sposób żyli i jakimi teraz są ludźmi. Jestem zdania, że każda twarz pokazuje historię jej właściciela. Pokazuje podejście do świata, wskazuje na najczęstsze emocje. Przepłakane chwile czy też całe lata, każdy uśmiech czy smutek, miłość czy złość wyciskają na twarzy swój ślad. Lubię zmarszczki, gdyż dzięki nim wiem, że człowiek jest „prawdziwy”. Doświadczał, angażował się, reagował, przeżywał. 
Nie lubię twarzy płaskich, wygładzonych, naciągniętych. Twarzy, na których nie widać emocji.



Mam koleżankę, której twarz jest niczym płótno. Każda emocja, każde drgnienie maluje na niej pejzaż. Czasem nie musi nic mówić, jej twarz odpowiada za nią. Niekiedy, gdy ją widzę, mam wrażenie, że patrzę na prawdę w czystej postaci.

Podobnie jest z ciałem. Nadwaga, niedowaga, zgarbienie, przegięcie, opuszczenie ramion... Kiedy patrzę na ciało drugiego człowieka, widzę w jaki sposób żyje, jakich emocji doświadcza najczęściej. Czy nosi duży ciężar na swych ramionach, czy stawia granice, czy potrzebuje się bronić i chronić? Czy się poddaje czy walczy? Czy jest drobiazgowy, energiczny czy zgaszony?

Moja Babcia do końca życia była wyprostowana, miała wysoko podniesioną głowę i odciągnięte ramiona. Kroczyła dumnie, stanowczo, pewnie. 
Z daleka potupując swoimi obcasikami.