ROZWÓJ OSOBISTY, MOTYWACJA, REFLEKSJE, SPOSTRZEŻENIA. Z ASEM WYGRYWASZ.

piątek, 1 kwietnia 2011

Jedz. Modl się. Kochaj. Żyj;)

„W moich stosunkach z mężczyznami występują kwestie granic. Może to jednak nie tak. Żeby mieć problem granic, trzeba najpierw mieć granice, prawda? Ja natomiast zatracam się całkowicie w osobie, którą kocham. Jestem jak błona przepuszczalna. Jeśli cię kocham, możesz mieć wszystko. Mój czas, moje oddanie, mój tyłek, pieniądze, rodzinę, psa, pieniądze mojego psa, czas psa... wszystko. Jeśli cię kocham, przecierpię za ciebie każdy twój ból, przejmę na siebie wszystkie twoje długi (w każdym znaczeniu tego słowa), ochronię cię przed twoją własną niepewnością, przeniosę na ciebie wszelkie dobre cechy, których tak naprawdę nigdy w sobie nie wykształciłeś, i kupię gwiazdkowe prezenty dla całej twojej rodziny. Dam ci słońce i deszcz, a jeśli akurat okaże się to niemożliwe, zagwarantuję ci je na przyszłość. Dam ci to i wiele więcej, aż będę tak osłabiona i wyczerpana, że odzyskam energię, tylko jeśli zadurzę się w kimś innym.
Nie przedstawiam tych faktów z dumą, ale tak to właśnie z mojej strony zawsze wyglądało.”
 E. Gilbert "Jedz. Módl się. Kochaj"

Cytat nawiązujący nieco do poprzedniego postu – zapisu odnośnie granic. Myślę, że go świetnie uzupełniaJ

Ale dzisiaj chciałabym napisać o czymś innym – o samej książce. „Jedz. Módl się. Kochaj” E. Gilbert.
Ja, przywykła do trudnych książek, nad tą zasypiałam,. Czytałam po trzy strony i …spałam. Jedna z nielicznych ksiażek, które powodowały, że nawet po zmianie pozycji lezącej na siedzącą, osuwałam się w ramiona Morfeusza.
Skąd zatem tyle masochistycznego samozaparcia  by tę książkę przeczytać? Ba, nawet uznać ją za jedna z najlepszych, jakie czytałam?
Jeżeli ktoś czytał Prousta „ W poszukiwaniu straconego czasu” (dzieło opasłe, męczące, ciężkie, czasami nawet mogłabym je uznać za książkę, którą można czytać przez cale życie.. i nie przeczytać;) też zrozumie doskonale, co mam na myśli. Nie chcę Gilbert, broń Boże, porównywać do Prousta. Ale obie te książki  wzbudziły we mnie takie same uczucia – czytane, smakują jak wytrawne wino. Przeczytane  pozostawią niezwykle słodki posmak. W przypadku Prusta – magdalenek, w przypadku Gilbert – pizzy;)
Zasypiałam. Śniłam o Bali, Indiach, Rzymie. O jedzeniu, medytacji, nieskażonej  przyrodzie. Przez kilka dni śniłam o podróżach, świeżych pomidorach, szamanach. 
Czasami budzimy się z poczuciem, ze niby wszystko jest w porządku. Mamy dom, pracę, psa, …(tutaj wstaw swój sposób na godną przynależność do grupy społecznej, na której Ci zależy). I nagle dopada uczucie : nie chcę tego. Nie mogę tak dalej żyć. Nie mogę.
I co dalej?
Wstajesz, idziesz do pracy, przychodzisz, zapominasz…
Tłumisz w sobie… Może jest Ci trochę bardziej smutno… Ale idziesz dalej.
Jest druga opcja. Ale  rzadko kto jest na tyle odważny, by cokolwiek zmienić.
Wstać, zastanowić  się, co w takim razie dalej. Z szacunkiem potraktować swoje uczucia.
Nie chce twierdzić, że to, co zrobiła Liz, jest przykładem do naśladowania. Nie każdy dostanie pieniądze z góry, za nienapisaną książkę, nie każdy będzie mógł zostawić dzieci czy chorych rodziców. Nie każdy pojedzie na Bali czy medytować do Indii.

Jednak nie o to chodzi. Chodzi o ten moment refleksji, o poczucie, że mogę coś zmienić w życiu. Że jestem odpowiedzialny/a  za swoje decyzje, a życie jest od tego, by próbować.
Nie mogę powiedzieć, że książka nie jest marketingowym strzałem w dziesiątkę. Kiedy rządzą wyścigi szczurów, walka o dominację, zyski i korzyści, książka o odnajdywaniu swego wnętrza, o przyjemności egzystencji, o Bogu i miłości jest czymś ,co przyciąga, rozbudza tęsknotę za Swoją Prawdą. Taką Własną Legendą, mówiąc językiem Coelho.

Książka pozwala uwierzyć, że można dokonać zmiany.
Zostaje na długo.
Polecam tez na bezsenne noce. Mimo wszystko, najlepsza pigułka na sen;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz