ROZWÓJ OSOBISTY, MOTYWACJA, REFLEKSJE, SPOSTRZEŻENIA. Z ASEM WYGRYWASZ.

środa, 30 marca 2011

Magiczne odległości

Ile razy zdarzyło się, że podczas rozmowy poczułam się „dziwnie”?
Trudno powiedzieć, co oznacza to „dziwnie”. Nagłe uczucie niesmaku, wewnętrznego odsunięcia się, a nawet zewnętrznej manifestacji zwiększenia dystansu, niechęć do kontynuowania dialogu. Ciało mówi, ze ktoś posunął się za daleko, wszedł z butami w moją przestrzeń osobistą w sposób, którego nie aprobuję. Być może stanął za blisko mnie, dotknął lub powiedział coś, co spowodowało, że zapragnęłam odsunąć się.
Ktoś przekroczył moje granice.

Kiedyś, na szkoleniu, brałam udział w bardzo ciekawym doświadczeniu, wskazującym na istotę proksemiki. Otóż grupa szkoleniowa utworzyła krąg, po czym każdy kolejno wchodził do środka i zamykał oczy. Następnie kółko zaczynało się zacieśniać. Kiedy osoba w środku zaczynała odczuwać dyskomfort, mówiła stop. Jak się okazało, każdy z nas miał inny poziom tolerancji na zbliżanie się innych. To są właśnie granice osobiste. Taka jakby niewidzialna strefa, która otacza nasze ciało. Dla różnych osób te granice mogą być mniej lub bardziej szerokie, tak samo jak tolerancja dla rożnych zachowań.

Prawie na każdym szkoleniu dotyczącym występowania, sprzedaży, w zasadzie na każdym, na którym mówi się o relacji z drugim człowiekiem, trener podaje wyliczone w centymetrach odległości, wskazujące na rodzaj granicy.
Teoria wskazuje, że nasza
  • granica intymna- od 0 do 45 c – obszar zarezerwowany dla najbliższych nam osób (bliska rodzina, partner, przyjaciel)
  • granica osobista- od 45 cm do 120 cm – odległość, na którą dopuszczamy osoby dobrze nam znane i lubiane(znajomi, dalsza rodzina, współpracownicy)
  • granica społeczna- od 120 do 360 cm- dystans dla osób nieznanych lub nowo poznanych,
  • granica publiczna- od 360 cm – przestrzeń, w której czujemy się komfortowo w przypadku większej grupy ludzi

Tyle teorii:) A jak jest w praktyce? Czy zawsze chcemy dopuścić partnera tak blisko? Czy z osobami nowo poznanymi stajemy w odległości nawet 3 i pół metra?

Kiedy pokłócisz się z partnerem, jakkolwiek byś go/jej nie kochał/a, odsuniesz się fizycznie. Odejdziesz, przesuniesz się, może zamkniesz zewnętrznie poprzez założenie rąk, skrzyżujesz nogi. Stworzysz granicę.
Z osobą, którą dopiero poznajesz, ale masz intensywnie współpracować, w bardzo szybkim tempie skrócisz dystans – w pewien sposób zaufasz jej.

Czym zatem są granice? Po co są? Czemu służą? Co na nie wpływa?

Są barierą, przekroczenie której powoduje, iż czujemy się (z biologicznego punktu widzenia) zaatakowani. Służą zatem obronie przed niebezpieczeństwem. Na wielkość granic ma wpływ wiele czynników: poziom lęku, dominujący kanał odbierania i wysyłania informacji ( jeżeli ktoś jest kinestetykiem może systematycznie przekraczać granice innych), wywoływane przez osobę emocje (ukochana babcia czy znienawidzona ciotka;)), kontekst całej sytuacji oraz czynniki kulturowe (kraj czy stopień zaludnienia miejsca, w którym ktoś żyje). Edward Hall, który pierwszy zainteresował się znaczeniem proksemiki, zauważył, iż często odsuwamy się, kiedy obawiamy się manipulacji lub zmniejszenia poczucia swobody.


Natura jest mądra. Jeżeli w czyimś towarzystwie czuję się bardzo nieswojo, zamykam się automatycznie, dobrze byłoby się zastanowić, czy organizm nie wysyła sygnałów, że z tej znajomości nic dobrego nie będzie.

.

poniedziałek, 28 marca 2011

Zapominanie

Tak mnie tknęło… Wczoraj, podczas pewnej rozmowy, użyłam zwrotu, do którego przez długi czas odczuwałam awersję. Otóż chodzi o „sprawdzę w kalendarzu”. Przez długi czas wzbraniałam się przed używaniem tego, skądinąd dla niektórych pomocnego, narzędzia. Można pomyśleć, że pewnie nie miałam za dużo do zapamiętania. Otóż nie.  Sęk w tym, ze ostatnio pozwoliłam sobie na swego rodzaju umysłowe lenistwo… A tego nie lubięJ
Istnieje  wiele metod, znanych od ponad 2000 lat, które ułatwiają zapamiętywanie i jednocześnie stymulując pracę mózgu.  Dają ogromne możliwości zapamiętania niezliczonej ilości informacji oraz sprawiają wielka radość. Opierają się na wyobraźni, skojarzeniach, asocjacjach  – procesach naturalnych dla pracy naszego umysłu. Łącząc w naszej wyobraźni obraz, ruch i emocje możemy zapamiętać to, co tylko chcemy!
Ale co się stało, że wielka orędowczyni zapamiętywania  zaczęła używać kalendarza i jednocześnie zapominać o tym, co w nim zapisała? Dlaczego wielu ludzi robi podobnie – zapisują setki stron kalendarzy, notatników, zużywają tony makulatury, by potem zapomnieć, co znajdowało się na której karteluszce?
Ano… lenistwo, brak motywacji, by coś faktycznie zapamiętać, lenistwo, wyuczona bezradność, lenistwo, wygoda. Mówiłam już, że lenistwo?;)  O ile łatwiej coś zapisać, w zasadzie „wyrzucić z głowy”, potem tylko zajrzeć do notatnika i zrobić.  W sumie stać się trochę takim „wykonawcą planu”… 
Wspominałam o wyuczonej bezradności. Czym ona jest? Mówiąc w skrócie, w psychologii określenie to oznacza brak poczucia związku pomiędzy podejmowanymi  przez siebie działaniami a ich skutkami. Pod pojęciem  ukutym  przez Seligmana kryje się jednostkowe poczucie, ze cokolwiek bym nie zrobił/a to i tak nie przyniesie pożądanych rezultatów. Do czego takie poczucie może prowadzić? Przede wszystkim do braku motywacji do podejmowania działań, po drugie do zniechęcenia, ale przede wszystkim do zmian w procesach poznawczych – zaprzestania rozumienia tego, co się akurat dzieje i jakie to może mieć skutki. Jak to odnosi się do zapamiętywania? Bardzo bezpośrednio… Każdemu zdarzyło się o czymś zapomnieć a tym samym podkopać zaufanie do własnego umysłu. Skoro nie wierzę, ze mogę polegać na sobie i swoim umyśle, pamiętać  to, co chcę i jak długo chcę, nie odczuwam wielkiego zapału do prób zaufania swojej pamięci.
Nie powiem, że wyrzucę kalendarz;) Ale na pewno obudzę swój umysł ze snu zimowego!