ROZWÓJ OSOBISTY, MOTYWACJA, REFLEKSJE, SPOSTRZEŻENIA. Z ASEM WYGRYWASZ.

wtorek, 26 kwietnia 2011

Postanowienia noworoczne w maju:)

Krótki wpis o tym, co robiłam dziś rano;) Ale nic tu nie będzie o myciu zębów, szykowaniu się i tym podobnych porannych sytuacjach.

Będzie o postanowieniach noworocznych:) Dziwne, że wpis na ten temat w maju?
Jeśli dziwisz się, to najprawdopodobniej już zapomniałeś/aś o swoich postanowieniach ( przy założeniu, że takowe były;)

Otóż, jak część z Was, co roku podsumowuję poprzedni rok i robię plany na kolejny. W grudniu zazwyczaj kupuję specjalny kajecik, z którym nie rozstaję się przez cały rok.

W owym kajeciku najpierw wpisuję swoje postanowienia – często bardzo ogólne, czasem bardziej życzeniowe niż obsadzone w rzeczywistości, marzenia. Postanowienia dzielę na kategorie m.in. rozwój osobisty, praca, zdrowie i inne, ważne dla mnie sfery życia.
To jest pierwszy, najbardziej romantyczny etap.

Kolejny, zdarzający się najczęściej raz w miesiącu krok to przegląd postanowień. Wiem dokładnie, jak idzie mi ich realizacja. Czasem widzę, że jedna ze sfer jest przeze mnie faworyzowana a inna zaniedbana. Wiem wtedy, co powinnam zrobić;) 
Jest to moment wyboru poszczególnych postanowień i ich dookreślenie.
Ale wracając do planów – wybieram moje cele na najbliższy miesiąc i zastanawiam się, jak je osiągnąć. 

Kolejno tworzę sobie Tygodniowy Plan Rozwojowy (TPR) – co mogę zrobić w najbliższym tygodniu, by przybliżyć się choć o krok do mojego celu. Taki TPR staram się tworzyć co tydzień.
Cel na miesiąc i na tydzień dokładnie dookreślam – ustalam oczekiwany przeze mnie rezultat za pomocą maksymalnie prostego zdania, określam w czasie ( w piątek, 28...), sprowadzam do takiego kroczku, który będę mogła osiągnąć i który jest elementem czegoś większego. 
W zasadzie mogę powiedzieć, że stosuję najprostszą wersję formułowania celów S.M.A.R.T.  
Jest to 5 zasad ustalania celów. Cel powinien być:
S – simple (prosty) – sformułowany najprościej jak to możliwe
M- measurable (mierzalny) – sformułowany albo w sposób liczbowy (np. spadek wagi o 1 kg) albo w inny sposób, który pozwala określić czy cel został osiągnięty ( zaliczona wizyta u fryzjera;)
A - achievable (osiąglany) – czyli możliwy do zrealizowania
R – relevant (istotny) – ważny dla mnie, ważny dla osiągnięcia nadrzędnego celu
T – time defined ( określony w czasie) – to znaczy z wyznaczonym terminem realizacji.

Dla mnie wszystkie te punkty są ważne, brak uwzględnienia jednego z nich powoduje, że cel co prawda nie jest niemożliwy do osiągnięcia, ale osiągniecie go staje się o wiele trudniejsze.

I ostatni punkt – plan codzienny. Co dzisiaj zrobię, aby zrealizować mój TPR? Jakie podejmę małe kroczki, które ostatecznie przybliżą mnie do osiągnięcia tych wielkich postanowień noworocznych?

Dziś rano zajrzałam do mojego kajecika – na niektórych stronach uśmiechnęłam się do siebie, kilka punktów wykreśliłam – zrealizowane:), ale kilka punktów troszkę mnie zaniepokoiło i postanowiłam zwiększyć starania.
Najważniejsze: wiem, na jakim etapie realizacji moich planów jestem:)

I tak myślę – zapisać postanowienia możesz w każdej chwili. Postanowienia wiosenne:) 
I co pewien czas  sprawdzać, jak Ci idzie:)
Podejmiesz wyzwanie?:)

wtorek, 19 kwietnia 2011

MANIFEST

Jakiś czas temu, zresztą już dość odległy i zapomniany, zaczęłam pisać bloga.
Początkowo miał to być typowy blog szafiarski, z czasem jednak, w trakcie myślenia nad przekazem takiego bloga zaczęłam zastanawiać się, czy nie dodać pewnej ideologii, nie podzielić się ze światem moimi spostrzeżeniami.
 Niestety, nie miałam serca do blogowania, a szkoda… Może dziś zarabiałabym na nim fortunę. W końcu o dobry rok wyprzedziłam pojawiające się trendy;)
Jakie to trendy? Pozwolę sobie zacytować główne informacje z tamtego bloga:
ROZPOCZYNAMY DZIAŁANIA!!!

WYSTEPUJEMY PRZECIWKO ROZMIAROWI "0"!!!
Ten blog powstaje przeciwko jedynemu słusznemu rozmiarowi, przeciwko udręczaniu ciała i ducha licznymi i nieskutecznymi dietami, przeciwko przekonaniu, że kobiece kształty POWINNY być kształtami chłopięcymi.
Ten blog jest dla ludzi, którzy cenią prawdziwe piękno
a nie piękno lansowane przez projektantów i MEDIA.

Mówię NIE rozmiarowi "0"

Mówię NIE poczuciu niższej wartości, ze względu na POSIADANIE BIODER I PIERSI

Mówię NIE kompleksom

Mówię NIE bezsensownej walce

Prawdziwe piekno nie wyklucza bycia modną.
Chcę prezenetować zdjęcia i rozważania związane z modą w rozmiarze wyższym niz 36!!!MAMY PRAWO
do
BYCIA SOBĄPOCZUCIA WŁASNEJ WARTOSCI NIEZALEŻNE OD WAGI

ZDROWEGO STYLU ŻYCIA

PODKREŚLANIA NATURALNEGO PIĘKNA KAŻDEJ Z NAS

MODNEGO WYGLĄDU

POSIADANIA:
PIERSI
BIODER
BRZUSZKA
RĄK
RAMION
NÓG
GŁOWY W NORMALNYM ROZMIARACH
 Jak wspomniałam, zamiłowanie do blogowania szybko mi przeszło, więc moja misja nie została spełniona.
Ale do czego zmierzam. Moda na kobiece kształty zmienia się wraz z upływającymi epokami. Co jakis czas zostaje wypracowany nowy kanon piękna.
Kilka lat temu obowiązywała moda na Pamelę, jeszcze wcześniej na Kate a jeszcze wcześniej Twiggy. Ocena tego, co piekne zmieniała się, jednak czy przez ten czas budowa kobiet również ulegała przeobrażeniom? Oczywiście pytanie retoryczne.
Prawdą jest, iż nieco urosłyśmy w porównaniu do pokolenia naszych babć, ale nie są to różnice kilkunastu centymetrów.
Problem pojawia się wtedy, kiedy chcemy dorównać lansowanemu ideałowi. Schudnąć, wydłużyć nogi, powiększyć usta i biust, usunąć dolne żebra… Przestać być sobą.

A więc na wiosnę apeluję do nas, KOBIET - pozwólmy sobie na kobiecość! Na kolory, floral, szerokie spódnice, orange. A to wszystko na naszych pięknych, kochanych przez nas i akceptowanych ciałach!
 

piątek, 15 kwietnia 2011

Słów kilka o informacji zwrotnej


Wyniesiona na piedestał. Ponoć przez każdego z nas oczekiwana, chciana i hołubiona.
Rozwojowi  wszelakiemu służąca, rozwój niosąca niewątpliwie, rozwój wyzwalająca.
Komunikat, który ma powodować, że zmienimy to, co jest percypowane w naszym zachowaniu/pracy/ wystąpieniu/ et cetera/ et cetera jako negatywne, niepoprawne, źle widziane, fujć.
Komunikat naprawczy, z gruntu powodowany dążeniem do dobra drugiego człowieka, swoiste wsparcie dla osoby poddanej ocenie.

Homo homini lupus est.
Tomasz Hobbes

Hobbes (ostatnio tak się dzieje, że to jeden z moich ulubionych filozofów) mówi, że człowiek poszukuje w drugim człowieku możliwości uzyskania korzyści, zaszczytów. Człowiek jest samolubny, egoistyczny, egocentryczny, skupiony na poszukiwaniu własnego zysku i dbania tylko o własne dobro.
Jakby  popatrzeć na to, co się dzieje dookoła nas, Hobbes w znacznym stopniu ma rację. I choć żył w XVI/XVII wieku  jego słowa są cały czas bardzo aktualne. Widać natura ludzka aż tak szybko nie zmienia się..
Ale jak ta przywołana wizja człowieka odnosi się do udzielania informacji zwrotnej?
Otrzymuję ostatnio bardzo dużo komunikatów zwrotnych od bardzo różnych osób. Są one różnej jakości, część z nich faktycznie bardzo mi pomogła. Osoby zwracały uwagę na to co robię i jak robię, a nie krytykowały człowieka, którym jestem. Uzasadniały, często chwaliły, czasem zauważały coś, co dla mnie było odkryciem na miarę Ameryki.  I chwała im za toJ
Ale pojawiały się tez inne osoby. Teoretycznie i niby praktycznie świetnie przygotowane do udzielenia wartościowego komentarza. Ale o  takim komentarzu z ich ust można tylko pomarzyć…
Krytykanckie, manipulacyjne, wujkowie i ciocie „dobra rada”, wyciskacze łez, wywoływacze furii, wzbudzacze niechęci. Niech sobie tacy będą. Ich sprawa. Ale takie osoby mogą wpływać na cos niezwykle ważnego – samoocenę.
W jakim celu to robią? Czy autentycznie chcą pomóc ? Nie sądzę.
Celem jest wzmocnienie własnego, słabego ego. „Papatrz jaki jesteś słaby, takie wielkie nic, nie dorastasz mi do pięt. Ja jestem oceniającym, tym silnym, który może ci dokopać. Ale oczywiście to wszystko twoim interesie. Dla twojego dobra. Pokażę ci jaki jesteś słaby, może odechce ci się drugi raz wyrywać”.
Homo homini lupus…
Absolutnie nie podważam wagi informacji zwrotnej. Zwracam tylko uwagę, ze czasami bardziej ona służy osobie udzielającej niż przyjmującej ocenę. Służy uzyskaniu poczucia dominacji, dowartościowaniu, podkreśleniu własnego źle pojmowanego indywidualizmu przez  skrajny subiektywizm.

Można udzielić również wartościowej informacji zwrotnej. I to jest sztuka.
Ale według mnie prawdziwą sztuką jest tę informację przyjąć. Przyjąć na klatę. Aby feedback był skuteczny musi być skierowany do osoby, która jest w stanie go zaakceptować i zniego skorzystać. 
Musi być do niej dostosowany – do jej wrażliwości, aktualnego stanu samowiedzy, dystansu do siebie.

 Ergo, pomimo wszystkich "ale", jedna ( jeśli nie jedyna) z najlepszych dróg do rozwoju osobistego, dla ludzi naprawdę tego pragnacych i oczekujacych szczerości. W końcu wredne komentarze też bywają szczere...

wtorek, 12 kwietnia 2011

Przyglądam się światu

Przyglądam się ostatnio temu, co się dzieje za oknem. Świat rozkwita, zielenieje, natura ujawnia swoje prastare i niezmienne porządki. 
Przyglądam się temu, co się dzieje w moim mieszkaniu. Mój Mąż zrobił ostatnio dla mnie przepiękną skrzyneczkę.  Osiem przegródek, śliczne opakowanie. Pozwoli mi ona zachować porządek w mojej biżuterii. Troszkę uporządkować mój świat.  Czemu o tym piszę?
Bo świat, jaki tworzysz, w którym żyjesz i funkcjonujesz odbija to, jaki jesteś wewnętrznie. 
Uporządkowany, spokojny, kreatywny, niedbały. 
To, jak dbasz o swoje sprawy, pokazuje w jaki sposób dbasz o siebie – starannie, kompulsywnie, wcale?

Śmiała teza, ale pozwolę sobie pójść jeszcze dalej.

Ludzie, którymi się otaczasz są odbiciem Twojego wnętrza.
Odbiciem Ciebie lub tego, czego nie masz, albo co jest Twoja ciemną stroną . Jung mówił o cieniu. O stłumionym, wyobcowanym ja. Tym gorszym, wyalienowanym, niechcianym. Przeżywanym jako lęk, poczucie winy, niższe poczucie własnej wartości, agresja.
Po pierwsze, ludzie są zwierciadłem tego, co masz. Badania pokazują, że dobieramy sobie partnera, przyjaciół posiadających zbliżone poczucie własnej wartości do naszego. Z nimi czujemy, że nadajemy na tych samych falach, rozumiemy się w pół słowa, podobnie postrzegamy świat. Mamy podobne radary – często podobne sytuacje budzą w nas poczucie zagrożenia lub spokoju. Trudno sobie wyobrazić przyjaźń człowieka świadomego własnej wartości i człowieka bardzo zakompleksionego, niepewnego. Bywa też tak, że ich drogi spotykają się na pewien czas – może osoba pewna siebie zechce pomóc tej mniej pewnej, wyciągnąć do niej rękę?
Z jedna uwagą – w drugiej osobie musi pojawić się gotowość do przyjęcia wsparcia. Kto wie, czy akurat ta osoba potrzebująca wsparcia, nie przeczytała cytatu „ Jeżeli chcesz osiągnąć cel, znajdź osobę, która już to zrobiła i rób to samo co ona” i nie wzięła sobie go głęboko do serca? Tym samym wytworzyła w sobie gotowość na kontakt z człowiekiem z przeciwległego bieguna pewności siebie.
Po drugie, ludzie uosabiają Twoją ciemną stronę. Zastanów się przez chwilę, jakich ludzi nie lubisz? Hałaśliwych, krytykanckich, uległych, agresywnych? Zastanów się, czy cechy tych nie znajdują się głęboko ukryte w Tobie, czy nie są tymi, których nie akceptujesz?
Pojdę jeszcze dalej. Jestem zdania, że świat jaki każdy z nas sobie tworzy, jest odbiciem jego poczucia własnej wartości.
Twoja praca jest odbiciem Twojego poczucia własnej wartości.
Twój partner jest odbiciem Twojego poczucia własnej wartości.
Twoje słowa lub Twoje milczenie są odbiciem Twojego poczucia własnej wartości.
Przestrzeń lub ciasnota są odbiciem Twojego poczucia własnej wartości.

Kiedy oceniasz siebie, jako człowieka mało skutecznego, któremu nic od życia się nie należy, sprawiasz też takie wrażenie na innych.  Nie oczekujesz dobrej pracy, kochającego Cię partnera, szacunku dla swoich wypowiedzi, przestrzeni (zarówno zewnętrznej jak i wewnętrznej) dla siebie. Oceniasz siebie, jako osobę mniej ważną, gorszą, której się nic nie należy. I na zasadzie samospełniającej się przepowiedni, niczego nie dostajesz.
Nathaniel Branden pisze, że: świadomość, niezależność, prawość, celowość, asertywność oraz samoakceptacja są filarami poczucia własnej wartości.
Świadome, niezależne funkcjonowanie jest zarówno podstawą jak i przejawem oceny siebie jako wartościowego człowieka. Prawe zachowanie, mające swój cel i kierunek, umiejętność zadbania o swoje sprawy też świadczy o prawidłowej samoocenie.
 I samoakceptacja.
To, co moim zdaniem jest najważniejsze. Świadomość, że nie jest się doskonałym i pogodzenie się z tym. Wiedza na temat swoich mocnych i słabych stron, dostrzeganie siebie takim, jakim jest się naprawdę.
Celem tego jest, znów używając języka Junga, indywiduacja. Dojrzałość.
Bo, według mnie, wysokie poczucie własnej wartości  jest jedyną możliwą drogą do osiągnięcia pełnej dojrzałości.

(Zastanawiałam  się, czy na potrzeby tego krótkiego wpisu wprowadzić rozróżnienie pomiędzy poczuciem własnej wartości i samooceną. Poczuciem własnej wartości rozumianym jako uogólniona ocena siebie a samooceną rozumianą jako postawa względem siebie. Jednak zrezygnowałam z tego pomysłu. Ten wpis to pewna refleksja o podłożu psychologicznym nie artykuł stricte naukowy.
W języku codziennym zdecydowanie częściej spotkam się z określeniem, ze ktoś ma niskie poczucie własnej wartości ( co rozumiem, że nie ceni siebie wysoko) niż że ma kiepską samoocenę.)

A skrzyneczka doskonale spełnia swoją rolę i nareszcie wiem, gdzie szukać tej pary kolczyków, która akurat pasuje:)

AS

środa, 6 kwietnia 2011

Poszkoleniowe refleksje


W ostatni weekend miałam ogromną przyjemność brać udział w szkoleniu „Profesjonalny Trener. Szkoła nowych możliwości.” organizowanym przez Firma2000.

Było to nasze szóste spotkanie, kolejne, majowe będzie niestety ostatnie!

Każdy z nas, maksymalnie zmotywowany i zainteresowany, przyjeżdżał na weekend do Grand Hotel Lublinianka by jak najwięcej nauczyć się, dowiedzieć, poznać, a niekiedy i odkryć, siebie w roli uczestnika, trenera, znawcy lubelskich klubów;)

Początki:
Wysyłanie dokumentów, rekrutacje, oczekiwanie na wynik... i jest! I did it!!!
Bardzo bliska mi misja:
„Trener nie jest po prostu nauczycielem, jest artystą, mistrzem, indywidualnością.
Takich trenerów chcemy wykształcić na naszych kursach.”

Pierwsze spotkanie – marynarki, sztywne postawy, profesjonalne minki. Wypaść dobrze, powiedzieć coś mądrego, oswoić się. Pierwszy etap procesu grupowego;)

Potem kolejne spotkania, ważne i ważniejsze. Mało ważnych i mało interesujących nie było.
Sporo stresu, ale jeszcze więcej dobrej zabawy i nauki.
Szczera informacja zwrotna, prawdziwe emocje, nieraz ogromne zaskoczenia i życiowe decyzje.

Dużo przydatnej wiedzy merytorycznej, wiele nabytych umiejętności, ogrom refleksji. Wiedza na temat szkoleń ze strony organizacyjnej oraz już stricte trenerskiej. Praktyczne wykorzystanie nabytych umiejętności, nieśmiertelny i podstawowy Kolb;)

I to, co niezwykle istotne: uczestnicy. 12 wspaniałych osób i dwójka rewelacyjnych trenerów.
Każdy specjalizuje się w innej działce, każdy ma różne zainteresowania i inny charakter. Pojawialy się momenty zdziwienia, zadziwienia innością, ale też poczucie przynależności. Łączy nas jedno : WIELKIE A;) Aktywność, chęć działania, radość i pogoda, otwartość.


Uczyliśmy się nie tylko od trenerów, ale też od siebie nawzajem. I nie tylko podczas szkolenia, dużo działo się wieczorami, w lubelskich klubach, w pokojach hotelu. Dużo rozmów, żartów, nawet zumba się pojawiła:). Ale też i zwierzeń, refleksji, niepewności, pytań.

I dwójka niesamowitych trenerów: rożne osobowości, różne style pracy, inne sposoby oceniania i odbierania ludzi. A tym samym ogromna szansa na wybieranie dla nas, tego w czym czujemy się dobrze i co jest nasze.

I niezapomniane momenty: BOB, szpagat Kasi, „one love”, występy przed kamerą, „ruszająca się łydka”, lista zakupów, która nie może ulecieć z głowy... Dla każdego z nas pewnie też były to inne momenty, ale były niewątpliwe motywy przewodnie.

Przed nami jeszcze jedno spotkanie, czas na indywidualne konsultacje, wspólne wyjście. Później może przedsięwzięcia, szkolenia, superwizje. Albo / i przyjaźnie;)


Kilka zakończeń ciśnie mi się na klawiaturę, ale zakończenia nie będzie. Bo to dopiero początek:))))





piątek, 1 kwietnia 2011

Jedz. Modl się. Kochaj. Żyj;)

„W moich stosunkach z mężczyznami występują kwestie granic. Może to jednak nie tak. Żeby mieć problem granic, trzeba najpierw mieć granice, prawda? Ja natomiast zatracam się całkowicie w osobie, którą kocham. Jestem jak błona przepuszczalna. Jeśli cię kocham, możesz mieć wszystko. Mój czas, moje oddanie, mój tyłek, pieniądze, rodzinę, psa, pieniądze mojego psa, czas psa... wszystko. Jeśli cię kocham, przecierpię za ciebie każdy twój ból, przejmę na siebie wszystkie twoje długi (w każdym znaczeniu tego słowa), ochronię cię przed twoją własną niepewnością, przeniosę na ciebie wszelkie dobre cechy, których tak naprawdę nigdy w sobie nie wykształciłeś, i kupię gwiazdkowe prezenty dla całej twojej rodziny. Dam ci słońce i deszcz, a jeśli akurat okaże się to niemożliwe, zagwarantuję ci je na przyszłość. Dam ci to i wiele więcej, aż będę tak osłabiona i wyczerpana, że odzyskam energię, tylko jeśli zadurzę się w kimś innym.
Nie przedstawiam tych faktów z dumą, ale tak to właśnie z mojej strony zawsze wyglądało.”
 E. Gilbert "Jedz. Módl się. Kochaj"

Cytat nawiązujący nieco do poprzedniego postu – zapisu odnośnie granic. Myślę, że go świetnie uzupełniaJ

Ale dzisiaj chciałabym napisać o czymś innym – o samej książce. „Jedz. Módl się. Kochaj” E. Gilbert.
Ja, przywykła do trudnych książek, nad tą zasypiałam,. Czytałam po trzy strony i …spałam. Jedna z nielicznych ksiażek, które powodowały, że nawet po zmianie pozycji lezącej na siedzącą, osuwałam się w ramiona Morfeusza.
Skąd zatem tyle masochistycznego samozaparcia  by tę książkę przeczytać? Ba, nawet uznać ją za jedna z najlepszych, jakie czytałam?
Jeżeli ktoś czytał Prousta „ W poszukiwaniu straconego czasu” (dzieło opasłe, męczące, ciężkie, czasami nawet mogłabym je uznać za książkę, którą można czytać przez cale życie.. i nie przeczytać;) też zrozumie doskonale, co mam na myśli. Nie chcę Gilbert, broń Boże, porównywać do Prousta. Ale obie te książki  wzbudziły we mnie takie same uczucia – czytane, smakują jak wytrawne wino. Przeczytane  pozostawią niezwykle słodki posmak. W przypadku Prusta – magdalenek, w przypadku Gilbert – pizzy;)
Zasypiałam. Śniłam o Bali, Indiach, Rzymie. O jedzeniu, medytacji, nieskażonej  przyrodzie. Przez kilka dni śniłam o podróżach, świeżych pomidorach, szamanach. 
Czasami budzimy się z poczuciem, ze niby wszystko jest w porządku. Mamy dom, pracę, psa, …(tutaj wstaw swój sposób na godną przynależność do grupy społecznej, na której Ci zależy). I nagle dopada uczucie : nie chcę tego. Nie mogę tak dalej żyć. Nie mogę.
I co dalej?
Wstajesz, idziesz do pracy, przychodzisz, zapominasz…
Tłumisz w sobie… Może jest Ci trochę bardziej smutno… Ale idziesz dalej.
Jest druga opcja. Ale  rzadko kto jest na tyle odważny, by cokolwiek zmienić.
Wstać, zastanowić  się, co w takim razie dalej. Z szacunkiem potraktować swoje uczucia.
Nie chce twierdzić, że to, co zrobiła Liz, jest przykładem do naśladowania. Nie każdy dostanie pieniądze z góry, za nienapisaną książkę, nie każdy będzie mógł zostawić dzieci czy chorych rodziców. Nie każdy pojedzie na Bali czy medytować do Indii.

Jednak nie o to chodzi. Chodzi o ten moment refleksji, o poczucie, że mogę coś zmienić w życiu. Że jestem odpowiedzialny/a  za swoje decyzje, a życie jest od tego, by próbować.
Nie mogę powiedzieć, że książka nie jest marketingowym strzałem w dziesiątkę. Kiedy rządzą wyścigi szczurów, walka o dominację, zyski i korzyści, książka o odnajdywaniu swego wnętrza, o przyjemności egzystencji, o Bogu i miłości jest czymś ,co przyciąga, rozbudza tęsknotę za Swoją Prawdą. Taką Własną Legendą, mówiąc językiem Coelho.

Książka pozwala uwierzyć, że można dokonać zmiany.
Zostaje na długo.
Polecam tez na bezsenne noce. Mimo wszystko, najlepsza pigułka na sen;)